Ta notka powstała totalnie spontanicznie. Inspiracją była rozmowa z kolegą z gadu, który tutaj komentuje czasem moje notki pod nazwą "Nick". Rozmawialismy o tym co powoduje ból rozstania i co jest w związku ważne i nagle powstało pytanie co to jest miłość. I w sumie to nie wiemy! Doszedłem do wniosku następującego, że albo ja nigdy nikogo nie kochałem i nie wiem w ogóle co to jest, albo miłość nie jest uczuciem, uczuciem takim jak ból, łaskotki, swędzenie, pieczenie itd itp, nie jest tez uczuciem takim jak szczęście, smutek itd. itp. tylko co najwyżej powoduje powstawanie tych uczuć. Czym więc jest ta miłość? Ja powiedział bym że jest to taki stan naszego umysłu, w którym my mamy pewność, że osoba (którą jak się to potocznie mówi - kochamy) jest do nas tak podobna lub tak niepodobna, że jesteśmy w stanie z nią spędzać każde chwile - i dobre i złe, że jesteśmy w stanie ją wesprzeć oraz że ona wesprze nas, że ta osoba ma charakter który jest dla nas ciekawy, zajmujący, że ta osoba da nam więcej uczucia szczęścia niz rozpaczy itd itp. Czy więc mam rację, że miłośc to nie uczucie, tylko odczucie wynikające w pewnym sensie z intuicji i obserwacji i wniosków z bycia z daną osobą? A dokładniej odczucie dopasowania osobowościowego? Jeśli sie mylę, i miłość to nie jest odczucie tylko uczucie to jak ono wygląda?
Nieraz każdy z nas narzeka. Czasem się mówi jak to nam źle, że mogło by być o wiele lepiej. Sam nieraz tak sobie marudzę. Są jednak takie chwile, że mówi się że zyjemy w luksusie, i że fajnie jest, że mamy to co mamy. Dziś widziałem program o pewnym chłopcu. Z dobrej wcale nie biednej rodziny. Jak z wykle wszystko popsuła wóda połączona z głupotą ludzi. Chłopak jest w szkole średniej, jednak takiej, że szkoda łez. To wszystko dlatego, że uciekł z piekła domowego i ulukował się w ośrodku pomocy. Marzy o skończeniu normalnej szkoły sredniej i studiach. Zrobiło mi się go niesamowicie żal, a jednocześnie uświadomiłem sobie jakich ja w porównaniu z nim doznaję luksusów. Mało tego, nieraz narzekam, jak to jest źle, że jest masa roboty itd. Z resztą pewnie sami to znacie z własnego życia. Co więcej mogę napisać - cieszmy i doceniajmy to co mamy. Zwykle to, co dla nas jest strasznym nudnym obowiązkiem dla niektórych jest szczytem marzeń. Ciekawe dlaczego tak trudno nam docenic to co mamy. Dlaczego zdajemy sobie sprawe z wagi tego wszystkiego dopiero, gdy widzimy czyjąś krzywdę?