• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

GSM i UMTS

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna

Archiwum

  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006

Archiwum maj 2006


ved

Ej a czesto masz takie sny? To ja dziekuje... :) ja tam wole moje
fraktale :PPP, chociaz dzisiaj tez bylo ciekawiej jakies mutanty
genetyczne z zmasakrowanymi zoltymi twarzami lazlily po domu,
zmarly dziadek umieral na raka w pokoju na 1 pietrze (normalnie jest
tam strych, a dziadek umarl na raka normalnie i w szpitalu i to dawno
a nie w jakichs bandazach jak mumia i exponujac cierpienie :/) i calosc
snu obijala sie w sumie o to zebym przezwyciezyl wstret do widoku
ludzi chorych/zarazonych (nie wiem czemu ale w snach kiedys zawsze
balem sie czegos co mozna sie zarazic na cale zycie czy cos w tym
stylu, typu wiecie, sciany oblepione jakas mazia po potworze czy
obcych i sie tego dotknelo i pol snu chodzisz ze swiadomoscia ze
jestes zarazony i umrzesz heh ;>, albo ze oko wypadlo i swiadomosc
ze juz nigdy nie bedziesz mial drugiego, cos po prostu takeigo, ze
staje sie cos nieodwracalnego i przykrego) ale dzisiaj ze wzgledu na
duzy wspolczynnik swiadomosci dosc latwo udalo mi sie przemoc to i
normalnie pier*ac te glupie uczucie strachu chwycic dziadka za reke i
przekazac kilka cieplych snow z czego sie bardzo ciesze :) pewnie
gdyby nie to to wogole sajgon by byl i przeszloby w koszmar, chociaz i
tak juz z tymi zoltymi mutantami nie bylo przyjemnie, ale potem jak
probowalem zwizualizowac sobie 20 metrow preta zelaznego zeby
zrobic antene na krotkie i podpiac do radiostacji coby ze starym
pogadac (nie smiac sie :PPP, lubie starego, jest krotkowfalowcem a
obecnie siedze kilkaset kilometrow od niego wiec powstanie tego
motywu jest jak najbardziej uzasadnione :D) to zupelnie byl kabaret,
nie chcialo sie ladnie wizualizowac, "dziury" byly, potem sie zmienilo w
pret z drewna :) (od razu sobie kolorowalem ten metal i koloystyka
przypomniala mi kolorowanie jakichs drewnianych desek co gdzis
widzialemi widocznie podswiadomosc musiala to jakos skojarzyc) ot
nameczylem sie troche zeby to troche zrobic a potem wyszlo ze 20
metrow nie wyrobie jak ledwo trzymalem jakies 7 metrow w
swiadomosci a zeby miec dluzsze trzeba bylo spojrzec w inna
stone :D. No teraz ja kto przypomne to bylo po prostu smieszne :]]],
tak to jest jak sie troche swiadomosci odzyska zeby wiedziec ze da sie
wizualizowac ale nie na tyle zeby wyrwac sie z fabuly eh :>.
Ktos ma jakies doswiadczenia z tymi polswiadomymi snami? Tzn
jakos da sie latwo to przekrecic na pelniswiadome?

No ale przy Twoich snach to wszsytko wysiada :DDD
Pozdrowienia
01 maja 2006   Dodaj komentarz

tomash

dzis w nocy po obudzeniu sie robilem 9oczyszczajacych oddechow, potem
wizualizacje kolorow (metoda Smoka!), przedtem przed snem praktyke stapiania
sie z 'wyzszym wymiarem' - cos jak np. modlitwa do chrystusa oraz stopienie
sie z nim (czyli guru joga, ale OT), czulem sie ok po praktyce...

ale sam sen:

Jestem w domu. Nagle okazuje sie ze mama ma wbita drzazge w oko, w zrenice.
Mam nadzieje ze jest to malo powazne ale przy wyciaganiu drzazga okazuje sie
calkiem spora! Po zabiegu z oczu plyna jej lzy oraz krew! Pojawia sie dziadek
i proponuje mi by zawiezc mame do W-wy, odrzucam niedorzeczny pomysl - mialbym
jechac jego maluchem a do W-wy mam ponad 8h drogi! Zjawia sie chyba pogotowie,
mama w koncu laduje w szpitalu, jest pod opieka - rozmawiam z nia przez tel.
kom. nawet ja widze, taki specjalny ten tel.:)

Ktos prosi mnie i brata o pomoc. Przenosimy sie nad rzeke - idziemy brzegiem,
rzeka ostro wylala z koryta i brodzimy w wodzie. Wezbrala, woda jest metna
i duzo jej, wartko plynie - jak na wiosne. Widze ze trzeba zbierac pociete
i poukladane - min. metrowe patyki, galezie. Sa to pociete zarastajace przedtem
brzeg rzeki krzaki, drzewa. Troche sie obruszam ze ktos nas zawolal do takiej
roboty ale gdy okazuje sie ze brzegi oczyscil lokalny 'stukniety swiety',
(oddany Bogu, nie jest 'formalnym' duchownym, uwazany za chorego
psychicznie...) wlaczam sie do pracy. Okazuje sie ponadto ze to praca na
jakis szczytny cel! Zbieram wiec z bratem pociete galezie, jakas kobieta
pokazuje mi ze zeby je wrzucac do plastikowej, bialej beczki.

Potem jestem znow nad rzeka, tym razem z dziadkiem na rybach. Rzeka ta sama
ale w innym miejscu. Łazimy troche, nie lapiemy. W koncu stajemy w jednym
miejscu - dziadek podaje mi swoja wedke chce zebym zarzucil, co tez robie.
W tym samym momencie zauwazam na drugiej stronie uciekajacych mezczyzn-
wedkarzy. Wieja przed grupka odzianych na czarno postawnych mezczyzn,
ktorzy ich nie lapia, a ida do nas, zaraz przejda na nasza strone -
wtedy przypominam sobie ze juz ze 2 lata nie jezdze na ryby i nie mam
ze soba karty wedkarskiej, a
faceci to chyba kontrolerzy. Mowie o co chodzi dziadkowi - pokazuje mi rower
na ktory wsiadam i odjezdzam razem z wedka - 'just in time':) Troche jezdze
rowerem - jest to fajny BMX, przyjemna jazda. Za chwile jednak zostawiam rower
i wracam zobaczyc co sie dzieje. Mezczyzni, bruneci ubrani na czarno stoja
obok dziadka, ich szef wychodzi mi naprzeciw i rozkazuje mi:
'KONIEC ZABAWY IDZIESZ Z NAMI!' Odmawiam pare razy i za kazdym razem widze
rosnaca wscieklosc i demonicznosc faceta, az rozpoznaje go jako Szatana:)
Jestem stanowczy, nie mam zamiaru sie ich sluchac - chca wykorzystac to
ze lapalem ryby bez karty, jednak wali mnie to co chca, czy mysla. Ich szef
nawet chcial mnie wsciekly zlapac za ucho jak dziecko i zabrac ze soba, jednak
nie moze tego zrobic bo mu nie pozwalam, nie wpadam w gniew czy strach,
jestem spokojny.

Ok. Cala akcja przenosi sie razem z nami do pokoju w domu. Zauwazam ze na
stolach stoi duzo jedzenia, jest duzo osob z mojej rodziny - jakies swieto?
- zastanawiam sie. Sa tez mezczyzni-demony oraz ich master. Zauwazam ze
zzarli prawie cale jedzonko ze stolu o czym glosno mowie w stylu:
'Ja p*** s*** zzarli jedzenie nie dla nich, patrzcie...!':) Przegieli...
Jestem obserwatorem - pojawia sie chlopak, prawie moj rowiesnik ale o wiele
lepiej zbudowany ode mnie. W reku trzyma ok metrowy kij palke (teraz sie
skapnalem ze trzymal kij taki jakie zbieralismy nad rzeka). Po kolei spuszcza
lanie kazdemu z demonow, niektorzy dostaja nawet 2gi raz! Master Szatan
opuszcza razem z nim pokoj. Ide za nimi - tez jestem potrzebny. Widze
jak polnagi Szatan podciaga sie na drazku - jest naprawde silny i 'wypasiony',
rzezba miesni jego plecow i klaty robi wrazenie! Mimo jego mocy nie boje
sie go. Prowadze go do szafki pod sciana. Stoi na niej lustro oraz drewniane
pudelko (wielkosci grubego tomu). Na pudelku stoi obrzydliwa zywa glowa
innego demona pozbawionego ciala - sama glowa. Jest to jakby skrzyzowanie
swinskiego lba z facjata lucyfera...:) Prowadze szefa demonow do tego lba,
idzie pokornie - nawet nie probuje myslec o walce czy cos mowic. Glowa
cos mowi ze odgryzie mu palec i rechocze - widze obrzydliwe zeby - jak
dlugie zolte paznokcie-sztylety. Szatan wyciaga palec (ten od pierscienia)
- istnie diabelski zakonczony dlugim paznokciem i wklada temu malemu
do ust - widze wyraznie jak ten zatapia lewy siekacz w palcu i odgryza go...
Obrzydliwe ale patrze. Potem slini kikut, tamuje tamtemu krwawienie,
polyka odgryziony kawalek. Prowadze Szefa demonowl na zewnatrz domu
- na dworze stoi rowniez rodzina i reszta wyporoszonych demonow. Wyglada
to tak jakby sie z nimi zegnali. Master Demonow jest skruszony, prawie
placze jak dziecko, mowi cos do mnie ze rozwalilem jego armie. Zal mi
go wspolczuje mu ale musi odejsc razem ze swita... Budze sie
01 maja 2006   Dodaj komentarz
Swistak666 | Blogi