refleksja
Dziś widziałem program o pewnym chłopcu. Z dobrej wcale nie biednej rodziny. Jak z wykle wszystko popsuła wóda połączona z głupotą ludzi. Chłopak jest w szkole średniej, jednak takiej, że szkoda łez. To wszystko dlatego, że uciekł z piekła domowego i ulukował się w ośrodku pomocy. Marzy o skończeniu normalnej szkoły sredniej i studiach.
Zrobiło mi się go niesamowicie żal, a jednocześnie uświadomiłem sobie jakich ja w porównaniu z nim doznaję luksusów. Mało tego, nieraz narzekam, jak to jest źle, że jest masa roboty itd. Z resztą pewnie sami to znacie z własnego życia.
Co więcej mogę napisać - cieszmy i doceniajmy to co mamy. Zwykle to, co dla nas jest strasznym nudnym obowiązkiem dla niektórych jest szczytem marzeń. Ciekawe dlaczego tak trudno nam docenic to co mamy. Dlaczego zdajemy sobie sprawe z wagi tego wszystkiego dopiero, gdy widzimy czyjąś krzywdę?