Dzisiaj śniło mi się, że kolega ze studiów zamieszkał w górach, żył ze zbierania pokrzyw do tego miał jakieś kłopoty z żoną i ktoś zrobił o nim reportaż. Poszedłem go odwiedzić. Spotkałem go w górach, zobaczył jakieś pokrzywy i poszedł je zbierać, były ogromne. Poszedłem mu pomóc i wpakowałem się w bagno. W końcu doszliśmy do jego chatki. Chciałem z nim pogadać, ale nie za bardzo miał ochotę. Potem przyjechała jego żona i zaczęła na niego wrzeszczeć. W jakiś czas potem zjawili się znajomi z Warszawy i stwierdzili, że wybudują tu super ośrodek. Wzięliśmy się do pracy, ale Warszawiacy jak to warszawiacy zero kumatości i mimo, że próbowałem ich zdyscyplinować narobili głupot i zaczął się chaos. Wkurzyłem się i powiedziałem aby radzili sobie sami. W innym śnie wypełniałem w banku jakieś formularze. Wredna pani z okienka nie chciała mi powiedzieć jak wypełnić ten formularz. Kiedy pokapowałem się jak to wypełnić to długopis przestał pisać. W końcu udało mi się go wypełnić wtedy wybuchł pożar. Nie powiem abym się nie ucieszył, mimo to bohatersko zacząłem go gasić wskoczyłem na dach z gaśnicą wybiłem szybę i wtedy buchnęły kłęby dymu i nie dało się ugasić pożaru.
W następnym śnie siedziałem na podwórku sąsiada babci próbując grać na flecie. Poszedłem do babci i tam pradziadek dał mi stary flet, nie chciałem go brać bo myślę co on może wiedzieć o grze. Wtedy okazało się, że przed wojną pradziadek był gdzieś z jakąś delegacją i został uznany za jednego z najlepszych flecistów na świecie jednak nie pragną rozgłosu i więcej nie chciał koncertować. Wziąłem flet i chciałem iść grać do sąsiada, kiedy jednak wyszedłem okazało się że zaczyna padać. Ktoś powiedział mi że tajemne przekazy mówią, że jak pada nie wolno z tym fletem wychodzić na pole bo to niebezpieczne. Spróbowałem zrobić kilka kroków i z każdym z nich pogoda gwałtownie zaczęła zmieniać się w dziką nawałnicę. Pomyślałem, że to prawda i wróciłem szybciutko do domu.
W następnym śnie poszedłem z kolegom po jakąś książkę, były to dwa tomy jakiejś starej super książki. Udało nam się ją zdobyć i zadowoleni wróciliśmy. Kolega ociągał się z poczęstowaniem mnie herbatą więc go olałem i sobie poszedłem.
W kolejnym śnie w piwnicy mojego domu szukałem jakiś zapisków związanych z Beniowskim który wraz z innymi ważnymi powstańcami tam się ukrywał doskonaląc tajemne techniki ręki czerwonego piasku. Atmosfera była tajemnicza i nic oprócz ręki czerwonego piasku nie było tu pewne.
Jestem w akademiku. Odbywa się zjazd zaocznych studentów, dziadki robią okropne zamieszanie, imprezy i okropny chaos. Idę sobie korytarzem gdy jeden z nich mówi, że przez pomyłkę ubrałem jego koszulę. Okazuje się, że faktycznie to jego koszula więc oddaję mu ją. W zamian on oddaje mi moją, przekładamy zawartość kieszeni, chwile to zajmuje zwłaszcza ustalenie które pieniądze są czyje. W tym czasie wchodzi wykładowca więc cichaczem wychodzę. Idę sobie po schodach spotykam kumpli zapraszają mnie na imprezę więc idę z nimi. Trochę trudności sprawia nam przejście przez samochód stojący na schodach, ale w końcu się udaje i znajdujemy się na jakimś placu. Jest super pogoda, cieplutko świetny nastrój. Najpierw idziemy coś zjeść do parku rozrywki skrzyżowanego z targami ezoterycznymi. Tam kumpel wdaje się w dyskusję z jakimś sprzedawcą gadżetów tłumacząc mu że jest bezczelnym naciągaczem. Ja z dziewczyną oglądam ceramikę, podchodzi kumpel i mówi, że ceramika jest super bo jest użyteczna i racjonalna. Sprzedawczyni zachęca mnie do zajęcia się ceramikom tłumacząc że dobrze się sprzedaje i miło się ją robi. Myślę, że to niezły pomysł. Ponownie wracamy na plac, tam dziewczyna kumpla mówi mi, że jestem świetnie ubrany i pięknie wyglądam. Mówię jej to samo i zaczynamy tańczyć. Taniec staje się bardzo intymny i zaczynam ją całować. Widzę że obserwuje mnie kumpel więc przerywam nie chcąc zadymy. Idziemy na piwo. Wchodząc do knajpy pośliznąłem się na kafelkach i walę głową o podłogę. Barman chwyta mnie za oszywe i ciągnie w stronę baru. Wkurzam się i mówię mu, że nie jestem pijany tylko przez jego głupi pomysł z pastowaniem kafelków pośliznąłem się. Prosi o wybaczenie i daje mi do ręki kufel piwa. Ponieważ kręci mi się w głowie od uderzenia ochlapałem się piwem co znowu mnie wkurzyło. Barman mówi, że nie ma sprawy i oblewa moją nieskazitelnie czystą koszulę wodą ze zlewozmywaka. Tego już za wiele. Wstaję i zaczynam lać wrednego barmana następnie trepuje go. Kumple są zażenowani, więc tłumaczę im jak było, oraz to że wszystkiemu winny jest barman. Dają się przekonać i obiecują mnie poprzeć u właściciela baru, którym okazuje się Eryk.