Akcja snu rozgrywała się w czymś co można przyrównać do kompleksu akademików lub hoteli. Miałem tam zarezerwowane miejsce. Kiedy przyjechałem na miejsce okazało się, ze większa cześć zajęli księża i zakonnicy ze zgromadzenia sw. Dominika z Kaffy w związku z ich dorocznym zjazdem z okazji święta ich patrona. Hotel mieścił się niedaleko historycznej siedziby ich patrona. Szukając swojego pokoju zabłądziłem do części zajmowanej przez duchownych a nikt mnie nie wyrzucał bo mój strój przypominał nieco habit. Dolna cześć czarna zapinana na guziki, zielona kamizelka na to fioletowa narzuta z kapturem. Wchodzę do jednej sali a tam pełno księży rozmawiają o pieniądzach budowach kościołów i innych takich rzeczach jednym słowem nuda. Pomyślałem o upadku ideałów i odejściu od ducha Chrystusowego idę dalej. W następnej sali zakonnice plotkują, niejednokrotnie poruszając tematy które nie przystoją zakonnicom wiec zdegustowany idę dalej myśląc o upadku duchowości. Na korytarzu spotyka mnie mila młoda zakonnica i zaprasza na dół na dyskotekę. Idę z nią widzę kilku księży obłapiających młode zakonnice wiec zdegustowany postanawiam się oddalić. Spotykam dwu punków przy drzwiach i pytam ich czy nie wiedza gdzie jest blok 2c w którym mam zarezerwowany pokój. Punki są bardzo mile i uczynne jeden z nich pokazuje mi jak mam iść wiec myślę, ze są jeszcze dobrzy i życzliwi ludzie na tym świecie i podążam w tamta stronę. Dostrzegam znajomych wiec zaczynam biec aby ich dogonić i kiedy biegnę przez trawnik potykam się i wywracam rozcinając sobie dłonie na kosie leżącej w trawie. Kiedy się podnośże znajomi znikają w drzwiach budynku. Patrzę na swoje dłonie widzę rany zabrudzone ziemia i zaczynam je wysysać z boku pojawia się kobieta, która szła z moimi znajomymi i wyśmiewa się ze mnie ze rozczulam się nad Obom nie jest to mile. Idę do hotelu tam spotykam mila dziewczynę, która oferuje mi pomoc w znalezieniu przyjaciół. Idziemy po schodach i znów księża mówią ze jej nie mogą wpuścić. Dziękuję jej za pomoc i idę dalej sam. Trafiam do kaplicy, siadam w kacie oprócz mnie jest tam kilka zakonnic opowiadają cos o komunistach którzy zabrali im cześć ziemi i dają wyraz swojej nienawiści do komunizmu. Wchodzi jakiś człowiek wyglądający na chłopa i mówi im ze w świętym miejscu nie godzi się kultywować nienawiści. Zakonnice wyśmiewają go mówią ze jest brzydki i żadna kobieta by go nie chciała, a na nie to może sobie tylko popatrzeć. Wstaje i mowie ze źle się zachowują, znam tego mężczyznę i wiem ze ma piękna żonę. Mowie nie sadźcie abyście nie byli sadzeni i kilka innych cytatów (w tym parę takich których nie ma w ewangelii, ale w tym śnie byłem pewny ze są) i wychodzę z kaplicy. Słyszę jak mówią do mnie: Jakie ojciec ma prawo się wtrącać. Domyślam się ze wzięły mnie za księdza. Idąc korytarzem potykam się i wypadają mi trzy żeby. Kiedy je zbieram uświadamiam sobie ze śnie. Dostrzegam tez leżący na schodach kryształ wiec podnośże go. Mam teraz trzy kryształy. W prawej kieszeni duży czysty kryształ w lewej mały kryształek i ten co znalazłem. W tym momencie włącza się narrator . Mówi ze sw Dominik osiągną świętość medytując z kryształem. Kryształ z którym medytował mimo, ze niepozorny stanowi najświętsza relikwie jego zgromadzenia. Oglądać go mogą tylko najlepsi spośród zakonników i im jest dany przywilej medytacji z tym kryształem. Zastanawiam się czy kryształ który znalazłem nie jest przypadkiem ta relikwiom. Na galeryjce spotykam miłego zakonnika w białym habicie i zaczynamy rozmawiać. Widzę ze jest dobrym człowiekiem oddanym duchowości wiec pytam go o relikwie. Przyznaje ze medytował z kryształem sw Dominika i mówi, ze jest on niepozorny i wiążą się z nim przepowiednie stanowiące tajemnice zgromadzenia z którymi związane jest aktualnie obchodzone święto. Pokazuje mu moje kryształy na końcu znaleziony kryształ. Mówi ze jest to kryształ sw Dominika i skoro przyszedł do mnie powinienem z nim medytować. Prosi mnie, abym przysłał mu kartkę i napisał jak mi poszło. Mowie, ze będę pisał pamiętnik z moich medytacji i kiedy skończę dam mu przeczytać. Wtedy jego wyraz twarzy zmienia się patrzy na moje skrwawione ręce i krzyczy ze Dominik powrócił, stało się to czego oczekiwali od początku zgromadzenia. Wszyscy księża zbiegają się biorą mnie na ręce i radośnie niosą po schodach na gore ja zaś zaczynam mówić: Byłem głodny a nie nakarmiliście mnie, byłem zraniony a wy nie pomogliście mi, byłem bezdomny a wy nie przyjęliście mnie, niegodziwcy żyjący w grzechu, obłudnicy nie ma dla was ratunku - kiedy to mowie zbierają się czarne chmury i ma się rozpocząć sad ostateczny zaczynam płakać nad niegodziwością ludzi, przypominam sobie miłego punka, dobrego zakonnika oraz chłopa z kaplicy i myślę, ze jeszcze jest szansa. Plącząc nad grzesznikami, występkiem i upadkiem obyczajów budzę się.