sny
W kolejnym śnie jestem na jakiejś budowie w latach siedemdziesiątych, nastrój i sceny przypominają filmy Barei. Wysoko na stalowej linie wisi barak, w środku robotnicy w kufajkach gardłują, że nie mogą zejść bo dźwig gdzieś się zapodział na dole brygadzista z jakimś gościem rozważają czy jest szansa aby tamci zeszli przy sprzyjających okolicznościach i śmiejąc się dochodzą do wniosku, że nie mają prawa.
W następnej scenie jest rano i mam jechać do pracy, ma mnie tam podrzucić gość nyską. Oczywiście to luzak strasznie się guzdrze i panuje ogólne zamieszanie tak iż nie jestem pewien czy w końcu zawiezie mnie czy nie a jeśli tak to kiedy.
Czekając na gościa robię sobie herbaty na korytarzu, korzystając z grzałki na stole, wtedy jakaś baka robi awanturę, że nikogo nie zapytałem czy mogę użyć grzałki. Potem rozmawiamy z kierowcą przy śniadaniu o przyszłości wiem że nie mogę się zdradzić, że ja żyję w 2002r. Jego wizja przyszłości jest wyidealizowana więc delikatnie próbuję go wyprowadzić z błędu, aby w przyszłości nie był zbyt rozczarowany.
Znajduję się po drugiej stronie korytarza tego samego hotelu robotniczego i jem śniadanie. Wychodzi miła dziewczyna pytając czy podrzucimy ja do pracy. Mówię oczywiście i siadamy przy stole. Po śniadaniu siadamy na stole aby jechać. Stół wywala się kilkakrotnie bo jest za dużo osób, ale w końcu ruszamy. Jedziemy nyską, ale jak się okazuje w przeciwnym kierunku niż miało być. Dziewczyna martwi się, że nie zdąży do pracy, pocieszam ją.
W jakiś czas potem znajdujemy się na górskiej drodze. Proszę dziewczynę do tańca taniec staje się bardzo zmysłowy i sprawia nam wielką przyjemność. Niestety zjawia się jakiś osiłek z siniakiem na głowie i zaczyna szukać dymu. Dziewczyna martwi się o mnie, uspokajam ją że ten siniak to ja mu zrobiłem i bez trudności i ryzyka jak się nie odwali to zrobię mu jeszcze kilka. Ona ma wątpliwości bo bysiu jest prawie dwa razy taki jak ja, ale wiem że to prawda. W końcu sytuacja osiąga punkt w którym bysio rzuca się na mnie. Robię wyskok zakładam bysiowi nogami klamrę na szyję i wywracam go. Parę razy w ten sposób obalam bysia, aż ma dość, nie jestem jednak zadowolony z techniki i kiedy kombinuję nad kolejnym uderzeniem budzę się.
Kolejne sny (jak to u mnie sny nad ranem) były zupełnie innego typu. Byłem w jakiejś złoto żółtej przestrzeni i giąłem siła woli złote kapsle. Kiedy kończyłem z drugim uświadomiłem sobie, że śnię i doszedłem do wniosku, że przecież po tych złotych kapslach zawsze mogę rozpoznać że śnie. Zacząłem się skupiać na tym aby to zapamiętać. Później zacząłem oczyszczać przestrzeń senną i pracować z umysłem. W pewnym momencie doszedłem do osnowy snu i zrozumiałem że nie zwiększę klarowności dopóki się przez nią nie przebiję. Wiedziałem, że nie mogę do tego celu użyć ognia ponieważ wtedy wszystko mogło stanąć w płomieniach, albo osnowa snu zacznie się pruć co mogło mieć różne niedobre konsekwencje. Nie mogłem też zwyczajnie przebić się i ryzykować sprucia osnowy. Zacząłem się zastanawiać jak w takim razie mam się przez nią przebić. W końcu wpadła mi do głowy genialna myśl użycie antyognia. Ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłem postanowiłem działać delikatnie. Wypuściłem wiązkę antyognia i osnowa zwyczajnie przestała istnieć w miejscu gdzie się z nim zetknęła przy czym wokół pozostawała nie naruszona. Uradowany tym odkryciem jak i wrażeniami klarowności związanymi z kontaktem z przestrzenią zewnętrzną postanowiłem skupić się na zapamiętaniu tej metody co jak widać udało mi się;-)))