budowa
Ostatnie dwa dni były dla mnie ciężkie, ale... sam nie wiem dlaczego! A raczej nie wiedziałem. Pomyślałem sobie "Boże, za co mnie to spotyka!", ale za chwile pomyślałęm dalszą część: "ale co mnie w zasadzie spotyka?". Przecież nikt nie umarł, nikogo nie ubyło, a wręcz przeciwnie. Moja osobowość wzbogaciła się i zmieniła na lepsze i to bardzo mocno. Związek zamienił się w koleżeństwo. Nie będe tu się rozpisywał ile rzeczy zrozumiałem i pojąłem od wczoraj do dziś rana (jak to trywialnie brzmi obramowane czsem :)) - ale to prawda. Tak więc to co sie działo przez ostatni kawał czasu ważam za bardzo owocne i potrzebne i ciesze sie z tego. Nie czuję juz żadnego smutku, wręćz twierdzę, że smutek mój był bezsensowny i wynikał z niezrozumienia wielu rzeczy (a wydawaóo mi sie że w takich sprawach stoje bardzo wysoko). NA koniec skwituję to starym powiedzonkiem: człowiek uiczy sie całe zycie. Życzę tylko każdemu żeby potrafił wyciagac stosowne wnioski, pozytywne wnioski. Jeśli tego nie zrobi skończy marnie. Tak więc postępuje zatrzymana kiedys tam budowa mej osobowości i jej utwardzanie oraz formowanie, a to wszystko dzięki wszystkim bohaterom historii ostatnich kilku miesięcy, a szczególnie bohaterom głownym. Można jeszcze coś dodać?